piątek, 21 grudnia 2012

Fallin' down




Rozglądam się dookoła i widzę, jak wszystko się wali. Twarde dotychczas skały zaczęły pękać już dawno, ale dopiero teraz rozpoczął się proces kruszenia. Ogromna góra łamie się na pół. 

Głęboki wdech. 
I wydech. 
Łzy i tak wypływają z moich czerwonych oczu i spływają gładko po policzkach, zatrzymując się dopiero na materiale koszulki. I znowu przegrałam. Po kilku sekundach już cicho szlocham, tuląc się do poduszki ... błagam o litość. 
Czując słony smak w ustach, na chwiejnych nogach wstaje i z szafki wyciągam butelkę alkoholu. Otwieram i pociągam jeden, duży łyk, który trafia prosto do mojego gardła. Pali. Uśmiecham się smutno. 
Prycham. Patrzę na moje odpicie w szklanych drzwiczkach i wpadam w śmiech. Śmieje się długo, ale nie ma w tym śmiechu ani odrobiny radości i osuwam się po ścianie. Upadam na podłogę, chowając twarz w własnych udach. I siedzę tak przez długi czas, skulona na podłodze i bez nadziei. 

Pół butelki później. 
Siedzę na kanapie i tępo patrzę się w ścianę przede mną. Staram zmusić się na uśmiech, ale moje usta nie pamiętają już jak to zrobić. Zamykam oczy. Moją głowę napełniają wspomnienia. 

Wakacje. Gorący, słoneczny dzień. Bezchmurne niebo, kojąca cisza i spokój. Siedzimy razem za domem: ja leżę na ławce, a Chris tuż obok mnie, siedzi na trawie i opiera głowę na moim biodrze, wesoło gawędząc z Kamilem wylegującym się na hamaku oraz z Anielą wtuloną w jego tors. 
Po ogrodzie rozniósł się krzyk, kiedy Aniela wyzwała Kmiota od "neardeltańczyka", na co on chwycił butelkę z wodą. Wtedy zaczęła się prawdziwa wojna. Biegaliśmy z domu, do ogrodu i z powrotem, łapiąc co popadnie i nalewając wody, chlustaliśmy prosto w siebie. Nasze śmiechy roznosiły się po całym domu i z pewnością słyszała je także cała ulica. 
Zalany wodą dom zastali rodzice, więc kolejne dwie godziny spędziliśmy ze ścierkami i na pewno nie zajęłoby nam to tyle czasu, gdyby nie masa wygłupów. 
Do nocy siedzieliśmy w ogrodzie, rozmawiając o wszystkim i o niczym ... 

Zrozumiałam, że nie tęsknimy tylko za ludźmi, ale także za chwilami z nimi spędzonymi. 

Tęsknota już ponad roku rozsadza moją duszę. 

Na dnie butelki. 
Leże zwinięta na kanapie. Moje ciało drży w szlochu. Cicho szepcze niezrozumiałe błagania i odrywam się od rzeczywistości. 


~*~

Wszystko się wali ... przez cały ten czas, doświadczamy błędnego koła. Ale jednak trwoni się w nas strach, że istnieje możliwość, że z niego wypadniemy. Że dopiero wtedy wszystko doszczętnie się zniszczy ... 
Więc trwamy tak, na granicy beznadziei. 

Et Domine adiuva me